czwartek, 31 grudnia 2009

ostatni dzień roku...

Święta minęły bardzo szybko, nawet nie wiem jak to przeleciało, bo w Polsce spędziłam tylko 4 dni i we wtorek już trzeba było wracać, wczoraj już w pracy od 8, dziś zresztą też... nie ma to jak spędzić Sylwestra w pracy, chociaż mogłoby być gorzej... ja kończę o 16.30 a mogłabym pracować wieczorem... tak więc liczy się pozytywne podejście :) w pracy nawet spokojnie, co nie znaczy, że nic się nie dzieje, ale i ludzi mniej i wogóle jakoś tak... szampan w każdym bądź razie się chłodzi :)
Pogoda w Bp ładna...jak mówi staropolskie przysłowie "Na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok"...i faktycznie, co prawda Nowy Rok jutro, ale dziś jak jechałam do pracy to już dużo jaśniej było niż wczoraj :) może za niedługo będę widziała Budapeszt nie tylko by night :)
Dziś na wieczór jadę do Gyuli (tak więc część Sylwestra w pociągu spędzę) a potem idziemy z Zsoltem na jakąś spokojną domówkę i po północy nyny- przyznam szczerze, że chciałabym się wyspać...jeśli ktoś twierdzi, że do porannego wstawania można się przyzwyczaić...to w moim przypadku grubo się myli :) aha, musimy jeszcze po północy zjeść parówki wieprzowe i zupę z soczewicy (wg węgierskiej tradycji w Nowy Rok nie można jeść ani ryb ani drobiu - bo szczęście odpłynie albo odleci a soczewica jest symbolem mnogości czyli bogactwa) ot takie zwyczaje, nie do końca smaczne, ale ja ortodoksyjnie trzymająca się tradycji, nie lubiąca maku, ale twardo go spożywająca w Nowy Rok (jak mówi polska tradycja) oprócz tych polskich zwyczajów będę pielęgnować też te węgierskie :)
Wam za to życzę udanej imprezy sylwestrowej i wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
Do wszystkich znajomych kobiet za to apeluję, proszę jutro do mnie nie dzwonić...baba przynosi pecha :P

czwartek, 24 grudnia 2009

Wesołych :)

no i mamy Wigilię...jestem w pracy...ale nie jest tak źle, w naszym polskim teamie jesteśmy dziś we cztery i każda przyniosła coś dobrego...Monika struclę makową i orzechową swojej tesciowej, Gosia pyszne ciasto marchewkowo-cynamonowe, ja owocki i paluszki z kminkiem mamy Zsolta, jeszcze Bori na pewno coś przyniesie tylko, że ona dziś ma na 10.30 :) wogóle tak mniej osób w biurze, ale przez to bardziej rodzinnie, przyjaźnie :) ja w pracy do 12 tak więc coś czuję, że szybko minie... ale nie myślcie, że nic nie robimy... zaskakujące, ale są telefony, maile, zgłoszenia, tak więc czasem też trzeba popracować :( a tak wogóle to miasto dzis rano było tak opustoszałe...w moim autobusie gdzie prawie zawsze stoję w tłoku dziś jechało 6 osób...a wogóle cała komunikacja kursuje tylko do 14.30 a potem to już autobusy tylko jeżdżą co pół godziny trasami tak jak nocne...dlatego nasza wspaniałomyślna firma wszystkim, którzy kończą po 14.30 załatwia taksówki do domu :) a ja o 12 już będę miała mojego prywatnego szofera :) no dobra, wracam do pracy bo jeszcze dwie-trzy rzeczy muszę zrobić, a potem już tylko życzenia (Monika przyniosła opłatek :) ) i do domu....byleby tylko nie było ślisko....do zobaczenia w Polsce...
Wesołych Świąt!!!

piątek, 18 grudnia 2009

coraz bliżej święta, coraz bliżej święta....

Nawet w pracy czuć, że się święta zbliżają :) wczoraj mieliśmy imprezę przedświąteczną - prawdziwą firmową Christmas Party :) moja koleżanka z pracy Marta nagrała płyty z piosenkami świątecznymi więc dziś wszyscy w polskiej grupie (jeśli nie rozmawiali) z słuchawkami na uszach kiwali się w różne strony przy swoich biurkach :) natomiast na koniec dnia dostaliśmy ogromne paczki świąteczne :) paczka jest tak duża, że chyba będę jej zawartość nosić do domu na raty :) no, taka praca to mi się podoba :)

środa, 16 grudnia 2009

śnieg w Bp

Widok miny mojej współlokatorki Réki dzis o godzinie 6.21 po tym jak zobaczyła padający (i nie topniejący po zetknięciu z powierzchnią) śnieg - bezcenny :)
Jest godz. 14.48 i śnieg wciąż pada (Budapeszt jest biały) :) zobaczymy jak długo :)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

poniedziałkowy poranek...

Miał być poranek, ale zanim znalazłam chwilę, żeby uzupełnić ten post to już się zrobiło popołudnie i tyle....no więc zostanie tak jak miało byc w zamyśle, treść w sumie dalej aktualna...
Przyszłam do roboty właśnie, spóźniona dwie minuty (cholera, nie będzie 5 gwiazdek), bo zaspałam, budzik zadzwonił mi o 6.15 a ja, jak zwykle, go wyłączyłam i stwierdziłam poleżę jeszcze, jak zwykle, 5 minut i co?? Obudziłam sie o 6.53 (jest to godzina, o której powinnam stać już na przystanku czekając na 233E). Zebrałam sie w tempie błyskawicznym (6 minut). A autobus to pchałam przez miasto chyba siłą woli, bo do biura wpadłam dokładnie o 7.59 i zanim sie zalogowalam była już 8.02, no ale dwie minutki to jeszcze nie tragedia - choć 5 gwiazdek nie będzie... :)
A propos pracy to jakoś leci, od tygodnia jestem szefem szefów w polskiej ekipie jeśli chodzi o nową firmę (tzw. klienta), którą obsługujemy, więc mam trochę więcej roboty niż inni, no ale jakoś leci, odpukać :) Ludzie w pracy spoko, jeden Grek namiętnie mnie "zarywa" (pytania w stylu "are you married here" oraz "co robisz po pracy i weekendy" a także"czy nie szukasz mieszkania bo ja mam wolny pokój") to standard :), Włoch siedzący na przeciwko jak śpiewał tak śpiewa (chociaż przez kilka dni grypa go zmogła), święta w tym roku przyjdą wcześniej do nas w firmie bo 17 grudnia mamy Christmas Party a wypłatę za grudzień dostaniemy juz 22 grudnia :) szkoda, że wtedy prezenty będą już zakupione :) nawet śnieg się zaczyna pokazywać (ale tylko w powietrzu bo zanim dotrze na chodnik to juz go nie ma)...ot, węgierska zima...

poniedziałek, 7 grudnia 2009

byle do swiat....

ktore w tym roku beda dla mnie niestety wyjatkowo krotkie :( bezduszna korporacja zgodzila sie tylko na to, abym w Wigilie pracowala do poludnia (biorac pod uwage wczesniejsza wersje, ze pracuje do 17, informacje te przyjelam z wielka radoscia) i 24 grudnia w poludnie z rozwianym szalem wybiegam z budynku a tam juz czeka na mnie moj Zsolt na swoim (w sumie to "w swoim") bialym rumaku (nasze nowe auto - Opel Astra :P - nomen omen biala) i wyruszamy do Polski, aby zawitac jako spodziewani-niespodziewani goscie na ropczyckiej Wigilii... smutne to troche bo wszelkie swiateczne przygotowanie i tzw. wprowadzanie sie do nastroju swiatecznego przy dzwiekach Last Christmas ominie mnie szerokim lukiem, ale jak juz kilka osob zauwazylo przedswiateczne porzadki rowniez, wiec nie ma tego zlego... :)
niestety biorac pod uwage zasady panujace w bezdusznych amerykanskich korporacjach wszystko co dobre nie trwa dlugo i juz po swiatecznym weekendzie wracam do Bp, tak wiec mam nadzieje, ze wielu z Was, z ktorymi nie uda mi sie spotkac w okresie Swiat nie bedzie mi mialo tego za zle... zaleglosci w spotkaniach mozna zawsze nadrobic na wegierskiej ziemi... stale i niezmiennie zapraszam :)
reasumujac, ze wzgledu na moje skrocone przedswieta i swieta w tym roku, zaczynam sie juz teraz wprowadzac w swiateczny nastroj i popijajac herbatke Pierwsza Gwiazdka zaraz sobie zapuszcze Last Christmas na miastomuzyki/swieta :) ....mmmmhmhmhm....

po godzinach...

co u mnie pytacie... praca praca praca... tak tak, ale nie tylko... :) odkad zaczelam pracowac obiecalam sobie, ze kazdego dnia bede sie starala zrobic cos jeszcze, a nie tylko padnieta po "robocie" wroce do domu i moja aktywnosc skonczy sie na wykapaniu i polozeniu do lozka... tak wiec kazdego dnia albo udaje sie na mala przechadzke (jeden przystanek do przejscia wiecej juz robi robote :) w koncu ta klimatyzcja moze doprowadzic do niedotlenienia mozgu) albo umawiam sie z kims na male pogaduchy tudziez spacer (jak widac ruch to teraz moje drugie imie :P), staram sie rowniez rozwijac kulturalnie (np. wieczor z panem Jerzym Stuhrem, ktory odwiedzil dwa tygodnie temu Budapest) lub naukowo (stala lektura ksiazek, ktore moga a nie musza przydac sie do pracy magisterskiej)... ostatnio natomiast przeroznych atrakcji dostarczali mi moi przyjaciele odwiedzajac mnie tlumnie w Budapeszcie: Ania, Maciek, Asia... w ten sposob w tym momencie jarmark adwentowy z kazdym swoim stoiskiem na Vörösmarty tér nie kryje juz przede tajemnic :) rowniez w pokoju moje wspollokatorki dbaja o prawidlowa higiene mego umyslu i przynajmniej raz w tygodniu urzadzamy sobie babskie kino akademikowe w roli glownej z boskim Bradem Pittem lub tajemniczym Johnnym Deppem :) tak wiec jak widac, korporacja nie wchlonela mnie doszczetnie i jak na razie trzymam sie jakos... byle do swiat...

pod poduszka pusto, ale buty pelne

Polski Mikolaj stwierdzil, ze w tym roku bylam niegrzeczna, bo pod poduszka pusto, na szczescie ten wegierski jest chyba bardziej wyrozumialy, bo zarowno wczoraj jak i dzis mialam butki wypelnione prezencikami :) a Wy jak tam drogie dzieci?? Rozga byla?? :)

sobota, 14 listopada 2009

mój pierwszy samodzielny (miejscami z małą pomocą Zsolta) bigos :)

Dziś ugotowałam bigos! Pyszny z kiszonej kapusty, z mięskiem, polską kiełbaską, grzybami, śliwkami i czerwonym winem....właśnie zjedliśmy z Zsoltem.... mniami :)

środa, 11 listopada 2009

11 listopada w amerykańskiej korporacji

Wy tam sobie w większości świętujecie, a ja dzisiejszy dzień, tak jak wczorajszy i przedwczorajszy, spędziłam w pracy. Dlatego też postanowiłam, że ten post poświęcę mojej nowej pracy.
Hmmm,po pierwsze bardzo amerykańsko, z typowym amerykańskim nastawieniem na satysfakcję klienta za niskie koszty w jak najszybszym czasie. Satisfaction, Time and Money są od kilku dni słowami kluczowymi w moim życiu. Jest bardzo korporacyjnie i bardzo globalnie, non stop słyszy się o współpracownikach z Indii, Sao Paulo w Brazylii, Austin w Teksasie, Anglii czy Amsterdamu, o Hong Kongu i Szanghaju nie wspominając. Okazuje się, że wśród klientów Unisys (to tam właśnie pracuję) znajdują się czołowe firmy i instytucje z różnych dziedzin i stron świata, między innymi Dell, British Telecom, Bank Lloyds, AirFrance, największy bank węgierski OTP, Toshiba, Starbucks Coffee, Ericsson, Novartis i wiele wiele innych. Ja będę pracować z Unilever (to ogromna marka, która posiada Liptona, Dove, Knorra i mnóstwo innych rzeczy, na których drobnym drukiem znajduje się logo Unilevera) oraz Baxter'em - firmą zajmującą się produkcją wszystkiego co potrzebne jest w pracy lekarza. Budapeszt jest największym ośrodkiem europejskim Unisys, pracuje tu około 500 osób, odpowiedzialnych za rynek europejski i RPA.
Wszystko wygląda nawet sensownie, pomimo tego, że to międzynarodowa korporacja to praca tylko od pon do pt i w godz od 8.00 do 19.00, tak więc jakieś nocne czy weekendowe zmiany mi nie wypadną. Jedyny minus to praca w święta wszelkiego rodzaju, gdyż biorąc pod uwagę globalny zakres "naszych" usług, to czy w Polsce jest 11 listopada, czy na Węgrzech 23 października czy w Stanach 4 lipca nikogo nie interesuje.
Jak na razie mam 2-tygodniowe szkolenie, na którym oprócz polityki firmy i jej wizji co do współpracy z klientem, uczę się też obsługi mnóstwa programów, które później będę musiała obsługiwać. Przyznam szczerze, że jak dotychczas wszystko brzmi bardzo poważnie i dość skomplikowanie, ale myślę, że jak przyjdzie co do czego, to poradzę sobie, w końcu to "tylko" komputery (Jusi, tak sobie dziś myślałam o Tobie na szkoleniu, że Ty byś chyba nie miała cierpliwości do takiej pracy z kompem i różnego rodzaju aplikacjami :P). Generalnie chodzi o to, aby cały czas "do your best" i w tym właśnie, jak również w systemie kontroli i oceny pracowników lekko wyczuwalny jest wyścig szczurów... no cóż, witamy w okrutnym życiu dorosłych...
Tak wogóle, to jeśli myśleliście, że język węgierski jest trudny a angielski prosty, to mylicie się! Nic nie przebije węgierskiego naszpikowanego angielskimi słowami i wyrażeniami oczywiście wymawianymi bardzo po węgiersku. Ja właśnie od kilku dni staram się przebić przez te labirynty językowe w jakie wplątują mnie ludzie prowadzący szkolenie...uwierzcie, że czasami to już nie wiem w jakim języku w danym momencie ktoś do mnie mówi :)
Na osłodę mam: interesującą grupę współpracowników, młodych, jeszcze nie wypalonych i reprezentujących dosłownie cały świat, różne rasy, religie, poglądy, upodobania; bardzo zadowalającą pensję z całą masą różnych dodatków, pakietów socjalnych, bonów, zniżek itp.; obiecujące widoki awansu na przyszłość jeśli Satisfaction, Time and Money staną się oczywiście moją mantrą; darmową kawę w różnej postaci i w dowolnych ilościach, automat z Túrórudi :) zniżki w ogromnym centrum handlowym West End (w tym biurowcu znajduje się moje biuro, przy dworcu kolejnowym Zachodnim, zaprojektowanym zresztą przez Eiffla); możliwość ładnego ubierania się w tzw. stylu "business casual" a co za tym idzie zadowolenie mojej mamy, że w końcu wyglądam jak człowiek :) nowe umiejętności i doświadczenie no i przede wszystkim to, że w końcu w chodzę do "dorosłej" pracy, a nie tylko studia studia studia :)
Mam nadzieję, że ta epopeja przybliżyła wszystkim choć trochę realia w jakich obecnie się znajduję :) dalsze szczegóły za kilka dni, jak już będę znała dokładnie swoje obowiązki, zadania, procedury itp itd czyli to wszystko co sprawi, że stanę się nudna, a mój blog będą czytać tylko analitycy finansowi :P dobranoc :)

sobota, 7 listopada 2009

OSZK

Uwaga uwaga, moj blog zawital na podwoje Biblioteki Narodowej w Budapeszcie, znajdujacej sie na samej Gorze Zamkowej :) gdzie wlasnie spedzam te dzisiejsza mglista sobote szukajac materialow do pracy magisterskiej i postanowilam pozdrowic Was wszystkich z tutejszego komputera...ot tak w ramach relaksu :) milego weekendu :)

środa, 4 listopada 2009

co łączy OBI, Tesco i Coca-Colę

Dostałam dziś maila od bliskiej mi przyjaciółki (pozwolicie, że nie podam imienia, mogłaby sobie tego nie życzyć) i tak bardzo spodobał mi się pewien fragment, że postanowiłam go tutaj wkleić, tym bardziej, że mój stan ducha i odczucia podobne...a tak ladnie napisane :)
Miłej lektury:
"I stało sie. Wkroczyliśmy w tą gorszą część roku. W prawdzie za oknem piekne słoneczko świeci ale niestety już nie bardzo grzeje. Rozbestwiona cieplutkim wrześniem zamarzam przy zaledwie trzech stopniach. Aż strach pomyśleć co to będzie gdy temperatura zacznie spadać ponizej zera. Człowiek zawsze zapomina że istnieje coś takiego jak zima, gdy w upale poci się niemiłosiernie i zawsze jest zaskoczony gdy nagle stwierdza, że liście własciwie spadły juz z drzew i niedługo swięta. Tak tak dzieś po raz pierwszy zobaczyłam choinkę. Przejeżdżałam koło krokusa, patrzę co to tak się świeci na obi a to choinka ułożona ze światełek przyciąga i probuje cieszyć wzrok. Cieszyc by cieszyła, gdyby nie fakt że jeszcze wczoraj były Zaduszki, a tu już świąteczne klimaty zaczynają serwować. I to gdzie? W obi! Kto chodzi na świateczne zakupy do obi?! Po kafelki dla żony i narzędzia dla męża?! Zresztą kto to wie. Ekspertem w tej dziedzinie nie jestem. "
Aż czekać, kiedy w Tesco zabrzmi nieśmiertelne Jingle Bells a do telewizji zawita Mikołaj z Coca-Colą :)

nowości

Dawno się nie odzywałam, ale to tylko dlatego, że ostatnie dni obfitowały w wiele wrażeń...mieliśmy z Zsoltem coroczną przerwę jesiennę, w czasie której kupiliśmy samochód (tak tak, żegnaj stara dobra ETO :( ), wyskoczyliśmy na, dosłownie, dwa dni do Ropczyc, zahaczyliśmy o Galerię Krakowską, potem pobyliśmy chwilę w Bp a następnie odwiedziliśmy mamę i brata Zsolta.
Kilka intesywnych dni i czuję ogromne zmęczenie a tu trzeba siły zbierać bo od poniedziałku do pracy rodacy...tak tak, Aśka Słodyczka do pracy idzie, zarabiać pieniądze, płacić za swoje własne ubezpieczenie i zbierać na emeryturę, do prawdziwej poważnej dorosłej pracy, gdzie będzie miała własne biurko, własnego kompa i własny telefon i nawet czeki an obiady dostanie, a kto wie może jeszcze jakieś inne bonusy...trzymać kciuki, bo się denerwuję, w końcu to jakby nie było coś nowego, relację z dnia codziennego w amerykańskiej korporacji będę Wam zdawać więc się nie martwcie, na razie musiałam załatwić mnóstwo papierkowych spraw, dokumentów, zaświadczeń itp, byłam też u lekarza, który stwierdził, że się do roboty nadaję - uff, kamień z serca :) reszta jak na razie pozostaje tajemnicą, poniedziałek przyniesie więcej konkretów :) trzymajcie kciuki!!!

poniedziałek, 26 października 2009

powrót złotej węgierskiej jesieni :)

25.10.2009 niedziela
Park przy ruinach pałacu w Póstelek, kilka km od Gyuli.


piątek, 23 października 2009

koniec przyjaźni polsko-węgierskiej

Z dniem wczorajszym nastąpił koniec przyjaźni narodu polskiego z narodem węgierskim. Tak tak, to już ostateczna decyzja. Zapytacie co jest powodem tak drastycznego posunięcia. Otóż decyzja jaka została podjęta przez Węgierski Komietet ds Stypendialnych w sprawie polskich tudzież czeskich studentów. Dostaliśmy wiadomość, że od tego semestru polscy studenci nie będą już otrzymywać stypendium ze strony węgierskiej!!! To prawda, mowa tutaj o niewielkich sumach, ale na bilet miesięczny oraz akademik w sam raz było. A teraz okazało się, że skoro polscy i czescy studenci otrzymują również pieniądze z ambasady swojego kraju to Węgrzy wstrzymali wypłatę dla nich stypendiów, tym samym studentom z innych krajów podnosząc kwotę prawie o 3 razy!!!!
Oburzające!!! Wczoraj jak byłam w biurze, które miało nam udzielić jakiejś informacji na ten temat poczułam się mocno dyskryminowana...czyli co? To, że naszego kraju kryzys nie dotknął tak mocno, to, że mamy lepsze wskaźniki gospodarcze, to już oznacza, że my burżuje jesteśmy i nie potrzebujemy marnych węgierskich forintów? No po prostu ciśnienie skacze...co gorsze, nic się nie da z tym zrobić, decyzja jest ostateczna i tyle...mamy sobie radzić z tym co dostajemy z Polski i koniec rozmowy...
Jednym słowem, bardzo brzydki gest ze strony węgierskiej i to w przeddzień 23 października, kolejnej rocznicy wybuchu powstania na Węgrzech w 1956 roku, podczas którego Polacy okazali ogromną solidarność z Węgrami... nieładnie nieładnie...

piątek, 16 października 2009

Węgry - Kostaryka

Właśnie trwa mecz o trzecie miejsce, Mistrzostwa Świata w piłce nożnej do lat 20...karne - bramkarz węgierski szaleje, jak swego czasu van der Saar :) Węgrzy prowadzą jak dotychczas, nerwy jak na Polska - Austria na ostatnich MŚ....ostatni karny.....jeeee, Węgrzy mają brąz!!!! :D

Zygmunt Chajzer gwiazdą węgierskiej telewizji!!!

Hehehe, to nie żart - wczoraj wieczorem oglądałam telewizję i proszę, kto mi tu nagle wyskakuje, pan Zygmunt Chajzer mówiący imponującą czystą węgierszczyzną (trochę nieswoim głosem oczywiście) i reklamujący tym razem nie proszek Vizir, ale idealnie do niego podobny proszek Tide - nie ma to jak być międzynarodową gwiazdą reklamy :)

środa, 14 października 2009

jesień - zima??

Słyszałam, że w Polsce 15 cm śniegu!!!?? No to wygląda na to, że rodzina Zsolta słusznie się martwi co to będzie w przyszłym roku w październiku.... A ktoś tu wspominał ostatnio, że jakieś globalne ocieplenie itp. ja myślę, że to nadchodzi epoka lodowcowa 4 :( Trzymajcie się ciepłooooooooooo

do Wiednia na kawę, plotki i krokiety z barszczem czerwonym :)

Niech tytuł Was nie dziwi :) we wtorek wybrałam się na jednodniową wycieczkę do Wiednia do Asi Pająk tudzież Poręby w odwiedziny na kawę i ploty. Krokietami domowej roboty i barszczykiem natomiast uraczyła mnie jej teściowa (bynajmniej nie wredna) - nie ma to jak polskie klimaty w Austrii :) Proszę nie zapominać, że nie była to nie wiadomo jaka wyprawa, Wiedeń od Bp znajduje się tylko w odległości 230km więc ze względu na autostradę podróż była krótsza niż z Bp do Gyuli :) Pogoda lepsza niż na Węgrzech choć kawiarenki przegrywają z budapeszteńskimi :) Ale i tak wszystkim polecam takie spontaniczne wypady :) Całusy Asiu!!!

niedziela, 11 października 2009

i po babim, indiańskim, czy jak tam kto woli lecie

Zapowiadali zapowiadali i zapowiedzieli...przyszedł deszcz...jesień, jak to jesień ma to do siebie, że pada deszcz, bywa zimno i ponuro i każdy narzeka....ja tam co prawda jesień uwielbiam, to moja ukochana pora roku i żaden deszcz mi nie przeszkadza, no ale jednak nie trudno było dziś zauważyć drastyczną zmianę pogody...z wczorajszych 28 stopni na dzisiejsze 15 i z rażącego ciepłego słońca (poprawiłam swoją tegoroczną opaleniznę) na zimny, siąpiący deszcz....no nic, na to też są sposoby, ciepły kocyk, dobra książka (polecam Jadviga párnája albo Harrego Pottera) i czerwone Szekszárdi...Na zdrowie :)

sobota, 10 października 2009

XV Festyn Archeologiczny w Biskupinie

11 niezapomnianych dni w towarzystwie Zagłobian, przystojnej Attili i przynudzającego soföra, Jurczan, seksownego Drákó, Levente prawie z PhD, Sasów z brodami i w długich włosach, pana Iskierki, lovásoków, katów kochanych, rzemieślników, gadatliwego Sanyiego i super utalentowanego csikósa, Alberta i jego żony, brzydkiej Marty, rozrywkowego dyrektora, przemiłego ochroniarza Pawła, Marka od ozdób i Piotrka krzemieniarza, pana Józka - sołtysa od wódki, Pawła z tatą od TIR-a, dziwnego Szilárda z zespołem i tancerzami, barda Zoltána, przepięknych i przewygodnych sukienek "z epoki", a przede wszystkim najpiękniejszej w całej wsi (oczywiście do spółki ze mną :P) Ani, w rytmie węgierskiej Marihuana ChaCha, przy słońcu tak rażącym, że usta same się rozszerzają...ach, nie ma to jak być (oczywiście do spółki z Anią) gwiazdą Biskupina :P

wrzesień - około 5000 km

Wrzesień był niesamowicie mobilnym miesiącem. Jak obliczyłam w ciągu 30 dni zrobiłam około 5000 km :D Fakt, w ostatnim czasie stwierdzenie życie na walizkach doskonale opisuje moje życie (ja prowadzę życie dokładnie na jednej walizce, jednej taszce i jednej torebce). W tych 30 dniach zmieściło się kilka dni i nocy w Bp, kilka dni i nocy w Gyuli, kilka dni i nocy w Ropczycach, trzy dni i dwie noce w Krakowie, jedno popołudnie i noc w Fábiánsebestyén, polsko-węgierskie wesele w Ropczycach, 11 dni na fantastycznym Festiwalu Archeologicznym w Biskupinie oraz w sumie kilka dni spędzonych w różnorodnych środkach polskiej i węgierskiej komunikacji publicznej....uhhh, zmęczyłam się samym wyliczaniem...co prawda naprawdę męczący miesiąc, ale po kilku spokojnych dniach października już myślę, gdzie by tu znów pojechać - i pomysł już jest :) zresztą, robiłam dziś test na Facebooku kim będziesz w wieku 30 lat i co wyszło?? "Światowy turysta" - hehehe, nic dodać, nic ująć :)

o wakacjach krótko i treściwie....

Hmmm...tak wiem, zaniedbałam się i to mocno, ale wakacje jak to wakacje pozwalają się człowiekowi troszkę wyłączyć z życia publicznego :P Czerwiec, lipiec i sierpień minął pod znakiem sesji, Justynki, Ropczyc, rodziców w Grecji, Pieszczocha, Krakowa i Ojcowa, stłuczki, pielgrzymki Jusi, Translatora, krótkiego wypadu na Węgry, wizyty Asi i Rafka w Bp i Gyuli oraz serialu One Tree Hill :) Jak widać, nic ciekawego, więc opisywać nie będę, wrzucę za to kilka fotek z pobytu Porębków w Bp- tym razem troszkę inaczej, bez znanych wszystkim widoków, miejsc i budynków - ot tak dla urozmaicenia tego postu :P





czwartek, 18 czerwca 2009

do Krk

Uwaga uwaga, jutro o 14.00 wyjezdzam z Budapesztu do Krakowa, najpierw na sesje :( a potem na wakacje :) do Ropczyc zawitam w lipcu :) Mam nadzieje ze szampan, czerwony dywan, bukiet kwiatow i takie tam czekaja na mnie :)
Moja dzialalnosc blogowa zostaje zawieszona, ale tylko na krotki czas, w koncu tyle sie dzieje wokolo, co warte jest zanotowania :) tak wiec prosze sie nie martwic, po wakacjach (a moze nawet wczesniej) Slodka powraca!!!

środa, 17 czerwca 2009

turystycznie....po budzie i peszcie

Polski dlugi weekend (na Wegrzech tym razem bez dodatkowych dni wolnych) spedzilam w przemilym towarzystwie mojej cioteczki (och, jak ona nie lubi jak sie do niej tak mowi :P) Agnieszki i jej przyjaciol Halinki i Artura, ktorzy odwiedzii mnie w Budapeszcie. Czas minal szybko acz przyjemnie, kazda minuta wypelniona byla atrakcjami wszelkiego formatu...zawitalismy nawet do takich miejsc, gdzie moja stopa jeszcze nie postala :) Zdjec niestety jeszcze mi nie dostarczono wiec za wszystko musi Wam wystarczyc ten krotki komentarz :) Mysle ze jako przewodnik tez sie jakos sprawdzilam...o opinie prosze sie zglaszac do Przemysla, a teraz tylko czekac az moze reszta tak usilnie zapraszanych gosci zacznie zjezdzac na Wegry :) a okazji ku temu bedzie jeszcze wiele....oj wiele :)

wtorek, 2 czerwca 2009

długi weekend

Węgry to ciekawy kraj...co prawda większość społeczeństwa ulega coraz większej laicyzacji, ale z okazji Zielonych Świątek wszyscy mają wolny poniedziałek :) Zsolt także i z tej racji wybraliśmy się na zachód
Węgier pod granicę ze Słowenią i Austrią, na wycieczkę objazdową do kilku przygranicznych malowniczych miasteczek, które udowodniły, że Węgry to nie tylko prosty jak stół step, rozrzucone w ogromnych odległościach od siebie niewielkie osady i pozostałości zamków, miast i kościołów po Turkach. Pápa z malowniczymi uliczkami we włoskim klimacie i starym kolegium reformackim, do którego chodzili Petőfi i Jókai; Celldömölk z jednym z najważniejszych miejsc Kultu Maryjnego i wygasłym wulkanem; Sárvár z zachowanym prawie w całości zamkiem i pierwszą na Węgrzech drukarnią; Ják z wspaniałym kościołem gotyckim z początku XIII wieku, Szombathely jako jedna z prowincji rzymskich z mnóstwem pozostałości po Cesarstwie, mozaikami, fragmentem Bursztynowego Szlaku i świątynią Isis oraz Kőszeg (jedno z najbardziej urokliwych miasteczek jakie widziałam) z gotyckimi kamieniczkami, wąskimi uliczkami, zamkiem obronnym, słynną "szkołą na granicy" a w tle Pogórzem Przedalpejskim to tylko namiastka fantastycznych Węgier zachodnich, a ile jeszcze zostało...aż się chce więcej i więcej :)