wtorek, 31 marca 2009

wiosennie i dyplomatycznie

No więc wiosna zagościła do Bp na stałe, jest już bardzo ciepło i coraz bardziej zielono :) aż się inaczej wstaje, mimo zmiany czasu :) zapracowana jestem mocno, bo jakoś tak dużo wszystkiego w tej Ambasadzie, że często biorę pracę do domu i w akademiku też siedzę :( w sumie nie jest źle, coraz bardziej wpadam w ten rytm, jest kilka rzeczy, które mnie bardziej lub mniej irytują, ale w generalnym rozrachunku to nawet ok...tyle, że panią Ambasador to na pewno nie będę, oj nie!!!
Tak poza tym to dzień za dniem mija, nic specjalnego się nie dzieje, imprez też brak, życie kulturalne zwolniło, a i moje zainteresowania ostatnio przeniosły się z literatury na politykę, więc jak widać wszystko kręci się wokół Ambasady.
Zatem nie będę przynudzać i idę sobie zrobić obiadek :)
Aha, w przyszłą środę przyjeżdżam w końcu do Polski po ponad dwumiesięcznej emigracji. Zostaję na półtora tygodnia, więc być może uda się mi spotkać z większością :)

środa, 25 marca 2009

sukcesik :)

Tym razem znów krótko, bo niestety zawalona jestem pracą, dzięki przyjacielskiej wizycie prezydenta Węgier w Polsce, a także kryzysowi węgierskiego rządu mam mnóstwo tłumaczeń, tzw. clarisów i innych mniej lub bardziej ważnych zadań. Zatem więcej szczegółów co do mojej pracy dla Państwa Polskiego zamieszczę w weekend, a teraz tylko chciałabym się pochwalić moim pierwszym małym sukcesikiem :) mianowicie, wczoraj na prośbę jednego z tutejszych dziennikarzy miałam za zadanie przeglądnąć całą prasę polską plus portale internetowe w celu znalezienia czegokolwiek co w Polsce napisano o sytuacji politycznej na Węgrzech. Znalazłam m.in. komentarz Rokity (o którym była już wczoraj mowa na łamach tego bloga) i razem z innymi notatkami przetłumaczyłam i wysłaliśmy to temu dziennikarzowi. Przychodzę dziś do Ambasady, a tu co? Mój "szef" wkłada mi w ręce "Magyar Hírlap" - tutejszy jeden z ważniejszych dzienników opozycyjnych, w którym został zamieszczony "mój" tekst o Rokicie i innych. Fakt, podpisany nazwiskiem tego dziennikarza i tak naprawdę świat się o mnie nie dowie, no ale dla mnie to i tak się liczy, przynajmniej na coś się przydałam :) szkoda tylko, że takim tekstem przyczyniłam się do kształtowania węgierskiej opinii publicznej, no ale każdy z wielkich ma swoje ciemne początki :)

wtorek, 24 marca 2009

Orbán wybawca...

A oto jak kryzys rządowy na Węgrzech widzą co poniektórzy polscy politycy. Kto zna moje sympatie polityczne, zrozumie... Z mojej strony, no comment...

http://www.dziennik.pl/opinie/article346236/Wegierska_lekcja_ostrej_polityki.html


PS. Jestem właśnie w Ambasadzie i przetłmaczenie tego komentarza na węgierski było jednym z moich zadań.

poniedziałek, 23 marca 2009

dyplomacjo, strzez sie!!!

Bardzo prosze wszystkich o trzymanie jutro kciukow, bo wlasnie jutro zaczynam prace w Ambasadzie Polskiej w Budapeszcie. Brzmi dumnie, jak bedzie naprawde, bede donosic na biezaco. Narazie przydzielono mnie do Attache Prasowego, pracy bedzie duzo, bo obecnie na Wegrzech goracy okres w polityce, no a jak sobie poradze, zobaczymy wkrotce :) Denerwuje sie, przyznam, no ale nie takich rzeczy podejmowala sie juz Wasza Asia. W kazdym badz razie wszelkie wsparcie duchowe mile widziane :) Trzymajcie kciuki, ide spac, bo jutro pobudka o 7 :( Dobranoc.

wtorek, 17 marca 2009

z wizytą u Habsburgów, Sissi, Sachera, Mozarta... a i Bernda oczywiście :)

Wiedeń.
Piątek rano pobudka o 5, autobus o 7, w Wiedniu jesteśmy na 10. Spacer z II dzielnicy do I (nie mamy jeszcze biletów) i rozpoczynamy zwiedzanie. Na razie tylko takie powierzchowne (plecaki przeszkadzają) a i tak w sobotę jeszcze raz to wszystko obejdziemy, bo przecież zdjęcia na naszą klasę muszą być :) więc obchodzimy całe stare miasto dookoła, zachwycając się architekturą, historią, wszechobecną czystością, co poniektórzy gołębiami (fuuuj!!!) o swojsko brzmiących imionach Helmut, Gotfryd, Adolf, Helga, przysiadając od czasu do czasu na krótki odpoczynek bądź w McDonald’sie bądź na ławeczce przed muzeum, w parku.




Godz. 16 po południu-spotkanie z Berndem-naszym gospodarzem. Bardzo miły chłopak, 29 lat, programista, prowadzący raczej spokojny i ascetyczny tryb życia (buddysta, wegetarianin). Mieszkanie w świetnej lokalizacji, 4 przystanki metrem od Stephansplatz (ścisłe centrum), dostaliśmy cały pokój, kuchnię i łazienkę do naszej dyspozycji, no i oczywiście wszystko za friko :) jak się robi coś takiego? Szczegóły na http://www.couchsurfing.com/








Herbatka tudzież kawa z Berndem, krótki odpoczynek i Wiedeń by night :) Spacer nad Dunajem właściwym (przez centrum płynie tylko Kanał Dunaju) – tutaj ta rzeka robi mniejsze wrażenie niż w Budapeszcie, mniej mostów i bardziej nowocześnie, ale i tak jest ładnie. Potem spacer po starym mieście nocą: katedra św. Szczepana, Hofburg, Graben strasse, Opera, fragment Ringu itp.





Sobota, pobudka 8 rano, piękne słońce, zero wiatru, więc czym prędzej wyruszamy na miasto, ulice wyglądają już znajomo, coraz lepiej orientujemy się na mapie :) Katedra św. Szczepana, mniej lub bardziej urokliwe uliczki na starym mieście, poszukiwanie budynku Pocztowej Kasy Oszczędnościowej, Hundertwasser Haus, Prater, kawiarnia Aida, kawa Melange i tort Sachera, Hofburg, plac Marii Teresy i muzea, Parlament, Ratusz, Uniwersytet Wiedeński, kościół Wotywny, kościół św. Ruprechta, (względnie koncert i catharsis), prześliczne pałace arystokracji austriacko-węgierskiej, McDonald’s, dom, gdzie urodził się największy z Węgrów: Széchenyi István, pozostałości po Rzymianach, dom Mozarta, placyki, zakątki, Billa i zakupy marcepanowych kugelnów, ulice pełne neonów markowych sklepów (niestety bardzo psujące klimat miasta), kościół św. Karola Boromeusza, dom Polonii, Belweder. Dzień długi i męczący, ale baaaaaaaardzo owocny. Powrót wieczorem i nyny.




















Niedziela. 15 marca – narodowe święto na Węgrzech, rocznica wybuchu Wiosny Ludów. Ja spaceruję po Wiedniu z wstążeczką w barwach węgierskich :) Prowokacja? Raczej nie, w końcu żyjemy w Wolnej Europie… Śniadanie i pakowanie. Plecaki na razie zostawiamy u Bernda a my do Schonbrunn. Wizyta w apartamentach Franciszka Józefa, Sissi, Marii Teresy i spacer po parku, Niestety krótki, bo zaczyna padać. Przemoknięci jedziemy do centrum a stamtąd ja do kościoła Kapucynów i krypt Habsburgów, a Asie i Maciek do Bernda po plecaki. Do końca dnia pogoda średnia więc po spacerach, mszy po niemiecku (Aniu,Sławku, dużo rozumiałam!!!! :)), rozgrzewającej kawie, ostatnim spojrzeniu na katedrę, żegnamy się ze stolicą Monarchii i o 19 wyjeżdżamy autobusem OrangeWays: http://www.orangeways.com/

Wycieczka udana, nawet bardzo, Wiedeń piękny, momentami zapierający dech w piersiach, jednak kiedy około 21.30 widzę pierwsze światła Budapesztu, pustoszejące ulice, ostatnie policyjne radiowozy (tym razem, na szczęście, obyło się bez manifestacji przeciwrządowych), górę zamkową i przepięknie oświetlony Most Łańcuchowy, uśmiecham się do siebie i czuję, że nareszcie jestem u siebie :)

środa, 11 marca 2009

pan Makłowicz wie co dobre :)

Do obejrzenia koniecznie!!!

http://www.tvp.pl/styl-zycia/serwisy/kuchnia/maklowicz-w-podrozy/wideo/w-drodze

Szczególnie tak od 3 do 9 minuty (oczywiście można więcej) :D

i specjalne podziękowania dla Ani i Krzysia za odnalezienie tego skarbu :)

wiosennie

Żeby nikt nie narzekał, że rzadko piszę i dodaję zdjęcia :P Kilka migawek z pobytu Moniki i Maćka w Bp. W wiosennym klimacie :)









A tak wogóle to następny post będzie dopiero po weekendzie, bo nasza drużyna z Nagytétényi wybiera się do Wiednia w dniach 13-15 marca :) I proszę tego nie odbierać jak jakąś prowokację hunagrystyczną, mimo że 15 marca zamierzamy paradować w stolicy Habsburgów z węgierskimi kokardkami przy piersi :) Relacja z pobytu wkrótce...

wtorek, 10 marca 2009

goście, goście po raz drugi i urodziny Asi P. aka Janiny

Kolejny weekend na emigracji minął pod znakiem niespodziewanej (spodziewanej-kto wiedział to wiedział :P) wizyty Moniki i Maćka aka Buczków :) Przyjazd ich nie był co prawda tak całkowicie bezinteresowny (Janina miała właśnie w sobotę urodziny) ale i tak umilili nam swoją obecnością piątek, sobotę i niedzielę. Weekend obfitował w wycieczki po Budapeszcie (Iparművészeti Múzeum, Dunaj i okolice, cmentarz Farkasréti, Góra Zamkowa, przepyszna zupa Jókai bableves, IKEA). Działalność spiskowa co poniektórych uczestników stypendium została zwieńczona udaną imprezą urodzinową Asi, na której to smakując muffinek z Túró Rudi (mojej roboty), sałatki owocowej (roboty Asi Sochy),a także chipsów i popcornu made in Tesco doszło do zawiązania kilku nowych przyjaźni (Monika i dżdżownica-świnka Eleonora), zaciętej walki o zasadność zasad :P oraz mniej lub bardziej poważnych rozmów "o życiu" :)Monika i Maciek - dziękujemy :)


























wtorek, 3 marca 2009

grypa zoladkowa, darmowa herbata, greckie korzenie i niebieska kurteczka :)

Stało sie....zachorowalam...i to na to, na co zwykle choruje, jak w okolicy panuja jakies wirusowe chorobska...Tzw. grypa zoladkowa dopadla mnie w niedziele przed poludniem i trzymala do wczoraj wieczorem...przebiegla nadzwyczaj spokojnie, skonczylo sie na kilku wizytach tam gdzie krol piechota chodzi oraz szybkim i czestym aplikowaniu smecty...dzis juz tylko od czasu do czasu czulam sie nie do konca w formie, wiec mam nadzieje, ze grypa zastosuje sie do starego polskiego przyslowia: szybko przyszlo, szybko poszło (a moze to bylo latwo...hmmm, mniejsza z tym, mnie pasuje teraz szybko :P)
Tyle tylko, ze chyba dosc bidnie wygladam, bo wciaz niewiele jem i dzis jak spotkalam sie z Siiri, to poszlysmy do Turka, ona na jakis obiadek a'la Turek, ja na pyszniutka turecka herbatke w kochanych malutkich szklaneczkach na sliczniutkich spodeczkach (ach, te krakowskie nawyki do zdrabniania) :) no i wyobrazcie sobie, ze pan Turek dal mi herbate za darmo!!! Bo ja tylko te herbate chcialam a on, ze nie musze placic (widocznie chlopina stwierdzil, ze niech ma dziewczynina sie napije chociaz czegos cieplego, bo tak bidnie wyglada...). Mamusiu, tak wogole to jem regularnie porzadne posilki!!! Siiri mowi ze spodobalam sie mu i dlatego dostalam te herbate za friko, ale ja trzymam sie wersji mowiacej o milosierdziu ludzkim :)
A propos milych panow, to w tamtym tygodniu kupujac pyszne pogacsa dla dziewczat pan z Fornetti zapytal mnie, czy jestem Greczynka, bo na takowa wygladam, a jak mu oznajmilam, ze Polka to stwierdzil, ze to wrecz niemozliwe, bo absolutnie na Slowianke nie wygladam. Hmmm, czyzby jakies mityczne korzenie spod Akropolu :)
A na koniec to tyle tylko, ze moze jednak w tym roku bedzie wiosna, bo dzis bylo 15 stopni i ja juz wyciagnelam moja ukochana niepokonana niebieska kurteczke :) a u pani od wegierskiego to juz sa taaaakie tulipany :) duzo slonca dla Was kochani, ide spac, dobranoc!!!