wtorek, 17 marca 2009

z wizytą u Habsburgów, Sissi, Sachera, Mozarta... a i Bernda oczywiście :)

Wiedeń.
Piątek rano pobudka o 5, autobus o 7, w Wiedniu jesteśmy na 10. Spacer z II dzielnicy do I (nie mamy jeszcze biletów) i rozpoczynamy zwiedzanie. Na razie tylko takie powierzchowne (plecaki przeszkadzają) a i tak w sobotę jeszcze raz to wszystko obejdziemy, bo przecież zdjęcia na naszą klasę muszą być :) więc obchodzimy całe stare miasto dookoła, zachwycając się architekturą, historią, wszechobecną czystością, co poniektórzy gołębiami (fuuuj!!!) o swojsko brzmiących imionach Helmut, Gotfryd, Adolf, Helga, przysiadając od czasu do czasu na krótki odpoczynek bądź w McDonald’sie bądź na ławeczce przed muzeum, w parku.




Godz. 16 po południu-spotkanie z Berndem-naszym gospodarzem. Bardzo miły chłopak, 29 lat, programista, prowadzący raczej spokojny i ascetyczny tryb życia (buddysta, wegetarianin). Mieszkanie w świetnej lokalizacji, 4 przystanki metrem od Stephansplatz (ścisłe centrum), dostaliśmy cały pokój, kuchnię i łazienkę do naszej dyspozycji, no i oczywiście wszystko za friko :) jak się robi coś takiego? Szczegóły na http://www.couchsurfing.com/








Herbatka tudzież kawa z Berndem, krótki odpoczynek i Wiedeń by night :) Spacer nad Dunajem właściwym (przez centrum płynie tylko Kanał Dunaju) – tutaj ta rzeka robi mniejsze wrażenie niż w Budapeszcie, mniej mostów i bardziej nowocześnie, ale i tak jest ładnie. Potem spacer po starym mieście nocą: katedra św. Szczepana, Hofburg, Graben strasse, Opera, fragment Ringu itp.





Sobota, pobudka 8 rano, piękne słońce, zero wiatru, więc czym prędzej wyruszamy na miasto, ulice wyglądają już znajomo, coraz lepiej orientujemy się na mapie :) Katedra św. Szczepana, mniej lub bardziej urokliwe uliczki na starym mieście, poszukiwanie budynku Pocztowej Kasy Oszczędnościowej, Hundertwasser Haus, Prater, kawiarnia Aida, kawa Melange i tort Sachera, Hofburg, plac Marii Teresy i muzea, Parlament, Ratusz, Uniwersytet Wiedeński, kościół Wotywny, kościół św. Ruprechta, (względnie koncert i catharsis), prześliczne pałace arystokracji austriacko-węgierskiej, McDonald’s, dom, gdzie urodził się największy z Węgrów: Széchenyi István, pozostałości po Rzymianach, dom Mozarta, placyki, zakątki, Billa i zakupy marcepanowych kugelnów, ulice pełne neonów markowych sklepów (niestety bardzo psujące klimat miasta), kościół św. Karola Boromeusza, dom Polonii, Belweder. Dzień długi i męczący, ale baaaaaaaardzo owocny. Powrót wieczorem i nyny.




















Niedziela. 15 marca – narodowe święto na Węgrzech, rocznica wybuchu Wiosny Ludów. Ja spaceruję po Wiedniu z wstążeczką w barwach węgierskich :) Prowokacja? Raczej nie, w końcu żyjemy w Wolnej Europie… Śniadanie i pakowanie. Plecaki na razie zostawiamy u Bernda a my do Schonbrunn. Wizyta w apartamentach Franciszka Józefa, Sissi, Marii Teresy i spacer po parku, Niestety krótki, bo zaczyna padać. Przemoknięci jedziemy do centrum a stamtąd ja do kościoła Kapucynów i krypt Habsburgów, a Asie i Maciek do Bernda po plecaki. Do końca dnia pogoda średnia więc po spacerach, mszy po niemiecku (Aniu,Sławku, dużo rozumiałam!!!! :)), rozgrzewającej kawie, ostatnim spojrzeniu na katedrę, żegnamy się ze stolicą Monarchii i o 19 wyjeżdżamy autobusem OrangeWays: http://www.orangeways.com/

Wycieczka udana, nawet bardzo, Wiedeń piękny, momentami zapierający dech w piersiach, jednak kiedy około 21.30 widzę pierwsze światła Budapesztu, pustoszejące ulice, ostatnie policyjne radiowozy (tym razem, na szczęście, obyło się bez manifestacji przeciwrządowych), górę zamkową i przepięknie oświetlony Most Łańcuchowy, uśmiecham się do siebie i czuję, że nareszcie jestem u siebie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz