sobota, 14 listopada 2009

mój pierwszy samodzielny (miejscami z małą pomocą Zsolta) bigos :)

Dziś ugotowałam bigos! Pyszny z kiszonej kapusty, z mięskiem, polską kiełbaską, grzybami, śliwkami i czerwonym winem....właśnie zjedliśmy z Zsoltem.... mniami :)

środa, 11 listopada 2009

11 listopada w amerykańskiej korporacji

Wy tam sobie w większości świętujecie, a ja dzisiejszy dzień, tak jak wczorajszy i przedwczorajszy, spędziłam w pracy. Dlatego też postanowiłam, że ten post poświęcę mojej nowej pracy.
Hmmm,po pierwsze bardzo amerykańsko, z typowym amerykańskim nastawieniem na satysfakcję klienta za niskie koszty w jak najszybszym czasie. Satisfaction, Time and Money są od kilku dni słowami kluczowymi w moim życiu. Jest bardzo korporacyjnie i bardzo globalnie, non stop słyszy się o współpracownikach z Indii, Sao Paulo w Brazylii, Austin w Teksasie, Anglii czy Amsterdamu, o Hong Kongu i Szanghaju nie wspominając. Okazuje się, że wśród klientów Unisys (to tam właśnie pracuję) znajdują się czołowe firmy i instytucje z różnych dziedzin i stron świata, między innymi Dell, British Telecom, Bank Lloyds, AirFrance, największy bank węgierski OTP, Toshiba, Starbucks Coffee, Ericsson, Novartis i wiele wiele innych. Ja będę pracować z Unilever (to ogromna marka, która posiada Liptona, Dove, Knorra i mnóstwo innych rzeczy, na których drobnym drukiem znajduje się logo Unilevera) oraz Baxter'em - firmą zajmującą się produkcją wszystkiego co potrzebne jest w pracy lekarza. Budapeszt jest największym ośrodkiem europejskim Unisys, pracuje tu około 500 osób, odpowiedzialnych za rynek europejski i RPA.
Wszystko wygląda nawet sensownie, pomimo tego, że to międzynarodowa korporacja to praca tylko od pon do pt i w godz od 8.00 do 19.00, tak więc jakieś nocne czy weekendowe zmiany mi nie wypadną. Jedyny minus to praca w święta wszelkiego rodzaju, gdyż biorąc pod uwagę globalny zakres "naszych" usług, to czy w Polsce jest 11 listopada, czy na Węgrzech 23 października czy w Stanach 4 lipca nikogo nie interesuje.
Jak na razie mam 2-tygodniowe szkolenie, na którym oprócz polityki firmy i jej wizji co do współpracy z klientem, uczę się też obsługi mnóstwa programów, które później będę musiała obsługiwać. Przyznam szczerze, że jak dotychczas wszystko brzmi bardzo poważnie i dość skomplikowanie, ale myślę, że jak przyjdzie co do czego, to poradzę sobie, w końcu to "tylko" komputery (Jusi, tak sobie dziś myślałam o Tobie na szkoleniu, że Ty byś chyba nie miała cierpliwości do takiej pracy z kompem i różnego rodzaju aplikacjami :P). Generalnie chodzi o to, aby cały czas "do your best" i w tym właśnie, jak również w systemie kontroli i oceny pracowników lekko wyczuwalny jest wyścig szczurów... no cóż, witamy w okrutnym życiu dorosłych...
Tak wogóle, to jeśli myśleliście, że język węgierski jest trudny a angielski prosty, to mylicie się! Nic nie przebije węgierskiego naszpikowanego angielskimi słowami i wyrażeniami oczywiście wymawianymi bardzo po węgiersku. Ja właśnie od kilku dni staram się przebić przez te labirynty językowe w jakie wplątują mnie ludzie prowadzący szkolenie...uwierzcie, że czasami to już nie wiem w jakim języku w danym momencie ktoś do mnie mówi :)
Na osłodę mam: interesującą grupę współpracowników, młodych, jeszcze nie wypalonych i reprezentujących dosłownie cały świat, różne rasy, religie, poglądy, upodobania; bardzo zadowalającą pensję z całą masą różnych dodatków, pakietów socjalnych, bonów, zniżek itp.; obiecujące widoki awansu na przyszłość jeśli Satisfaction, Time and Money staną się oczywiście moją mantrą; darmową kawę w różnej postaci i w dowolnych ilościach, automat z Túrórudi :) zniżki w ogromnym centrum handlowym West End (w tym biurowcu znajduje się moje biuro, przy dworcu kolejnowym Zachodnim, zaprojektowanym zresztą przez Eiffla); możliwość ładnego ubierania się w tzw. stylu "business casual" a co za tym idzie zadowolenie mojej mamy, że w końcu wyglądam jak człowiek :) nowe umiejętności i doświadczenie no i przede wszystkim to, że w końcu w chodzę do "dorosłej" pracy, a nie tylko studia studia studia :)
Mam nadzieję, że ta epopeja przybliżyła wszystkim choć trochę realia w jakich obecnie się znajduję :) dalsze szczegóły za kilka dni, jak już będę znała dokładnie swoje obowiązki, zadania, procedury itp itd czyli to wszystko co sprawi, że stanę się nudna, a mój blog będą czytać tylko analitycy finansowi :P dobranoc :)

sobota, 7 listopada 2009

OSZK

Uwaga uwaga, moj blog zawital na podwoje Biblioteki Narodowej w Budapeszcie, znajdujacej sie na samej Gorze Zamkowej :) gdzie wlasnie spedzam te dzisiejsza mglista sobote szukajac materialow do pracy magisterskiej i postanowilam pozdrowic Was wszystkich z tutejszego komputera...ot tak w ramach relaksu :) milego weekendu :)

środa, 4 listopada 2009

co łączy OBI, Tesco i Coca-Colę

Dostałam dziś maila od bliskiej mi przyjaciółki (pozwolicie, że nie podam imienia, mogłaby sobie tego nie życzyć) i tak bardzo spodobał mi się pewien fragment, że postanowiłam go tutaj wkleić, tym bardziej, że mój stan ducha i odczucia podobne...a tak ladnie napisane :)
Miłej lektury:
"I stało sie. Wkroczyliśmy w tą gorszą część roku. W prawdzie za oknem piekne słoneczko świeci ale niestety już nie bardzo grzeje. Rozbestwiona cieplutkim wrześniem zamarzam przy zaledwie trzech stopniach. Aż strach pomyśleć co to będzie gdy temperatura zacznie spadać ponizej zera. Człowiek zawsze zapomina że istnieje coś takiego jak zima, gdy w upale poci się niemiłosiernie i zawsze jest zaskoczony gdy nagle stwierdza, że liście własciwie spadły juz z drzew i niedługo swięta. Tak tak dzieś po raz pierwszy zobaczyłam choinkę. Przejeżdżałam koło krokusa, patrzę co to tak się świeci na obi a to choinka ułożona ze światełek przyciąga i probuje cieszyć wzrok. Cieszyc by cieszyła, gdyby nie fakt że jeszcze wczoraj były Zaduszki, a tu już świąteczne klimaty zaczynają serwować. I to gdzie? W obi! Kto chodzi na świateczne zakupy do obi?! Po kafelki dla żony i narzędzia dla męża?! Zresztą kto to wie. Ekspertem w tej dziedzinie nie jestem. "
Aż czekać, kiedy w Tesco zabrzmi nieśmiertelne Jingle Bells a do telewizji zawita Mikołaj z Coca-Colą :)

nowości

Dawno się nie odzywałam, ale to tylko dlatego, że ostatnie dni obfitowały w wiele wrażeń...mieliśmy z Zsoltem coroczną przerwę jesiennę, w czasie której kupiliśmy samochód (tak tak, żegnaj stara dobra ETO :( ), wyskoczyliśmy na, dosłownie, dwa dni do Ropczyc, zahaczyliśmy o Galerię Krakowską, potem pobyliśmy chwilę w Bp a następnie odwiedziliśmy mamę i brata Zsolta.
Kilka intesywnych dni i czuję ogromne zmęczenie a tu trzeba siły zbierać bo od poniedziałku do pracy rodacy...tak tak, Aśka Słodyczka do pracy idzie, zarabiać pieniądze, płacić za swoje własne ubezpieczenie i zbierać na emeryturę, do prawdziwej poważnej dorosłej pracy, gdzie będzie miała własne biurko, własnego kompa i własny telefon i nawet czeki an obiady dostanie, a kto wie może jeszcze jakieś inne bonusy...trzymać kciuki, bo się denerwuję, w końcu to jakby nie było coś nowego, relację z dnia codziennego w amerykańskiej korporacji będę Wam zdawać więc się nie martwcie, na razie musiałam załatwić mnóstwo papierkowych spraw, dokumentów, zaświadczeń itp, byłam też u lekarza, który stwierdził, że się do roboty nadaję - uff, kamień z serca :) reszta jak na razie pozostaje tajemnicą, poniedziałek przyniesie więcej konkretów :) trzymajcie kciuki!!!